5i50100

Strona z moim pisaniem @ Konstanty Młynarczyk

Dżin

4 Komentarze

[Szorcik zainspirowany powstającym rysunkiem przyjaciela, w którym bezczelnie przedstawiam swoją własną wersję historii, jednocześnie zabierając głos w dyskusji nad dalszym rozwojem tego dzieła. 😉 ]

To się stało kiedy zaczęła wierzyć, że zły los wreszcie się odwrócił. Nie wiń jej, czytelniku, za jej naiwność –  czyż po dziesięciu dniach rozpaczliwej ucieczki przez morderczy skwar pustyni można nie poczuć choćby iskierki nadziei na widok zieleni oazy? To oczywiste, zwłaszcza, gdy jest się dziesięcioletnią księżniczką, której świat z dnia na dzień rozpadł się w gruzy. Kiedy ma się serce zbyt młode i zbyt ufne, żeby wierzyć, że przerażający ciąg straszliwych wydarzeń – niespodziewany przewrót, śmierć ojca i braci, dramatyczna ucieczka z pałacu i poświęcenie matki mógłby pozostać bez szczęśliwego zakończenia. Że bogowie nie szykują jakiejś niespodzianki, przebudzenia z tego koszmarnego snu. Co innego, jeśli ma się za sobą dziesiątki lat służby w doborowych jednostkach kalifa. Jeśli jest się dowódcą gwardii przybocznej, najwierniejszym z wiernych i najtwardszym z twardych, jak Ibrahim. Dla Ibrahima oaza oznaczała ludzi, a ludzie oznaczali niebezpieczeństwo. Póki byli zagubieni w bezkresie pustyni, byli bezpieczni. Mogli nie obawiać się pogoni. Ich ślady zginęły w skałach, zatarł je wiatr. Ale choć można uciec w pustynię, nie można na niej pozostać. Dziesięć dni forsownego marszu wyczerpało siły i zapasy: kończyło się jedzenie, a co gorsze, kończyła się woda. Choć księżniczka którą z narażeniem życia ocalili z rzezi była teraz ich władczynią, to on, Ibrahim, dowodził tą garstką gwardzistów – jedyną siłą, jaka jej pozostała – i to on musiał podjąć decyzję. Świadomy spoczywającej na nim odpowiedzialności, zwlekał tak długo, jak tylko mógł, w nadziei na jakiś znak, odmianę losu, nową szansę. Nic się nie wydarzyło. Jego ludzie, tak jak i on byli gotowi oddać życie za swoją młodziutką panią, ale śmierć z pragnienia gdzieś pośród piasków nie mogła jej pomóc. Decyzja została podjęta. Oaza, którą wybrał stary żołnierz leżała z dala od szlaków handlowych i z dala od granicy, przez którą zamierzali uciec. Nie było w niej karawanseraju, z rzadka odwiedzali ją ludzie. Powinna być bezpieczna. Powinna – ale nie była.

Księżniczka przez długie dwa uderzenia serca nie rozumiała, co się dzieje. Oniemiała, zastygła w przerażeniu patrzyła, jak Ibrahim spada z wielbłąda z gardłem przebitym strzałą, patrzyła jak jej żołnierze, zaskoczeni tak samo, jak ona padają pod gradem strzał, jak z zarośli wysypują się ludzie z szablami, włóczniami, berdyszami… Jak zabijają jej ludzi, jak krew wsiąka w piasek. Dwa uderzenia serca. Przy trzecim jej wielbłąd trafiony trzema strzałami z ochrypłym rzężeniem zwalił się na ziemię, a ona zrozumiała, że to już koniec. Czekali na nich – ruszyła biegiem na oślep – czekali! Biegła, nie patrząc dokąd. Biegła, byle dalej. „Można uciec w pustynię, ale nie można na niej pozostać” – powtarzał w jej głowie martwy już Ibrahim, a ona biegła pomiędzy umierającymi i wciąż żywymi, biegła w panice, aż do chwili, kiedy zabrakło jej sił. A wtedy upadła kolanami na piach, i zaczęła płakać.

Nie uciekła daleko. Oni nadchodzili. Zbliżali się szeroką ławą, już widziała błyski ich ostrzy, już słyszała głosy. Zaraz umrze. Jak zastrzelony z łuku Ibrahim. Jak ojciec, zamordowany w kąpieli. Jak matka, rozsiekana mieczami wraz z wierną służącą, kiedy udając, że jest z córką odciągnęła siepaczy od jej kryjówki… Matka… matka!

Gdy idący w obławie żołnierze zobaczyli ściganą dziewczynę, nie płakała już. Tak, nadal była przerażona. Tak, jej twarz była mokra od łez, a jej usta drżały, ale czuła w sobie wielką determinację. I jeszcze większą wściekłość. A oni nie wiedzieli jeszcze, że to jeden z ostatnich widoków, jakie zobaczą w życiu. Być może niektórzy przeczuwali to, kiedy dziewczynka sięgnęła do niewielkiego, niepozornego flakonika przytroczonego starannie przy jej pasie – kto wie, może część z nich poczuła emanację potężnej, prastarej magii, kiedy zerwała lakową, opatrzoną dziwnymi symbolami pieczęć i otworzyła naczynie? Nie mam za to wątpliwości, że kiedy księżniczka wykrzyczała słowa zaklęcia wyuczone dawno temu przez matkę, od której dostała flakon, wszyscy mający choćby pół mózgu zrozumieli, że przyłączenie się do buntu i wzięcie udziału w polowaniu na córkę kalifa nie było najlepszym pomysłem.

A potem pojawił się dżin.

Written by 5i50100

15 grudnia 2012 @ 23:56

Napisane w Szorty

Komentarze 4

Subscribe to comments with RSS.

  1. i co dalej??? czekam na ciąg dalszy!!

    Karina

    16 grudnia 2012 at 07:17

    • No, nie! Rozwaliłeś mi pół ilustracji ;)… mam rysować od nowa? -_-

      gramczasami

      16 grudnia 2012 at 08:30

      • Karina – nie będzie ciągu dalszego, wszak to szorcik tylko 🙂 No chyba, że Piotrek narysuje obrazek pokazujący jakiś ciąg dalszy a ja się dam zainspirować 😉
        Piotrek – od razu pół… 😉 Sam jeszcze bawiłeś się tą dziewczynką (bez skojarzeń! 😉 i nie mogłeś się zdecydować, co z nią, więc opisałem moją wizję. Dżin już jest i jest super. Dziewczynka odbiegła na tyle daleko od pola walki, żebyś nie musiał rysować żadnych zwłok, żołnierzy czy porzuconego sprzętu… źle? ;-))

        5i50100

        16 grudnia 2012 at 12:19

  2. szorcik, szorcik… jak cukierek przez papierek 😦

    Karina

    7 lutego 2013 at 22:41


Dodaj odpowiedź do gramczasami Anuluj pisanie odpowiedzi